Obudziłam się. Nie lubię poranków. Zawszę
mówię ,że mam na nie alergię. Spojrzałam na słońce. Była 15.00. Dziwne,
nikt mnie nie obudził.
Wyszłam znad kryjówki. Była to wielka dziura, którą zasłaniał wodospad. Rozglądałam się i nagle... Sparaliżowało mnie. Nie mogłam się ruszyć. Ten widok był okropny. Całe, najbliższa rodzina... Wilki, które kochałam. I nawet Dragon. Nie, tylko nie on! Szybko pobiegłam do niego. Kochałam go. Mieliśmy mieć szczeniaki... A teraz nie żyje. Wszyscy nie żyją. Czułam, jak płyną po mnie słone łzy. Zobaczyłam na ciele mojego ojca swój naszyjnik. Zrozumiałam, że to ja go zabiłam. Nie ja, tylko Black. Znienawidziłam się za to. Obwiniałam się przez długi czas. Wędrowałam 5 miesięcy z kamieniem na sercu i poczuciem winy. Gdy tak rozmyślałam, nie zauważyłam wilka przede mną. Po prostu chodziłam, biegłam i trafiłam w nią albo niego. Ktokolwiek to był.
<Phoebe, dokończysz? Dawno nie pisałam opowiadań, więc trochę mi nie wyszło C: >
|
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz