Cóż....Moja
przeszłość nie była zbyt kolorowa. Nie była usłana kwiatami i
tęczami,tylko krwią,bólem i cierpieniem. Zaczęło się to tak: Urodziłem
się w nocy w ciemnym lesie. Padał deszcz. Moja matka nie chciała mnie.
Twierdziła,że jestem wyrzutkiem,bo mam inny kolor futra,inaczej się
zachowuję niż normalny wilk. Po prostu zostawiła mnie na pastwę losu i
odeszła. Ja jako mały wilczek,jeszcze bez jakichkolwiek zdolności nie
miałem szans przeżycia. Popełzłem pod drzewo i tam zostałem całą noc.
Nad ranem znalazł mnie pewien stary basior. Pyskiem wziął mnie za kark i
zaniósł mnie do swojej kryjówki. Była tam też jego rodzina. Na ogół
wszyscy byli mili i "zaadoptowali" mnie. Miałem tam prawdziwą sielankę.
Ale nie wiadomo czemu,po 3 latach zbuntowałem się. Stałem się agresywny.
Nie wiedziałem czemu. Wszystkich to niepokoiło. W końcu uciekłem i
rozpocząłem wędrówkę,która trwała rok i miała na celu znalezienie innego
azylu. Na początek,po tym,gdy udało mi się wyjść z lasu,trafiłem na
starą farmę. Ponieważ byłem głodny,porwałem tłustą kurę,posiliłem się i
ruszyłem dalej nie zwlekając,bo wredny kundel który widział całe zajście
powiadomił o moim wykroczeniu farmera. Po kilku dniach trafiłem nad
rzekę. Zostałem tam około dwóch dni i ruszyłem dalej. Po wielu
miesiącach wreszcie trafiłem do lasu. Ale nie miałem powodu do radości.
Pierwszego dnia od razu spotkałem na mojej drodze grizzly'ego. Po
zażartej walce z nim zostałem z naderwanym uchem,ale miałem satysfakcję -
zabiłem go. Po jakimś tygodniu wyczułem zapach wilków. Poszedłem tym
tropem i natrafiłem na tą watahę. Poszedłem prosto do samca
alfa,opowiedziałem mu moją historię,a ten łaskawie wziął mnie pod swoje
skrzydła. Od teraz jestem tu.
|
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz