Kiedy wreszcie klepnęłam na legowisko, to w głowie kłębiło się jej wiele
myśli. Czemu Irileth pojawiła się na bagnach? Czy miało to coś
wspólnego z moim darem, albo ze mną? Pełna obaw monotonnie kołysałam się
w półśnie przez całą noc.
Kiedy następnego dnia wybrałam się na spacer nad jezioro, zobaczyłam
Irileth i... Denisa. Stali po drugiej stronie jeziora. Mały wesoło bawił
się gałązkami, a Irileth ciągle gapiła się na niego, i nie dbała, jeśli
Denis wpadł do zimnej wody i przemoczył się do suchej nitki.
Zaskoczona obiegłam jezioro dookoła i stanęłam przed rodzeństwem.
- Ah.. Jesteś. - Irileth mruknęła coś pod nosem, nawet na mnie nie patrząc.
- Veal! - Mały podbiegł do mnie i rzucił się mi na szyję. Radośnie go uścisnęłam, choć całe moje futro było mokre od wody.
- Czemu Dennis żyje? Czemu kłamałaś wszystkim? Martwiłam się o niego.
Przecież kiedy zniknął, Argiel od razu oskarżył mnie o to, że mu coś
zrobiłam! Przecież byłam zamknięta... - Irileth nie pozwoliła mi
dokończyć.
- Zamknij się! Nie będziesz się darła na całą okolicę. Denis żyje, jak
widzisz. Zabrałam go do Mrocznego Stowarzyszenia, aby wyrósł na silnego i
wprawnego mordercę. Nie masz się czym przejmować. - prychnęła obrażona.
- Ale mam się czym przejmować! Denis nadaje się na medyka, przecież
kiedy uzdrowił Elegię, wszyscy wiedzieli, kim powinien zostać! Jeśli on
tam naprawdę chodzi, to masz obowiązek go natychmiast zabrać!
Rozumiesz?!! - wściekła na siostrę omal nie wydrapałam jej oczu.
- A ty znowu swoje. Zobacz. Ja jestem mordercą, ty jesteś mordercą, on
także będzie mordercą. Jesteśmy jedynymi, którzy ocaleli z rodzinnej
watahy. Nie pozwolę, aby tak utalentowany wilk zmarnował życie, tworząc
jakieś śmierdzące papki! Jeśli ci się to nie podoba, to twoja sprawa.
Denis! Chodź, idziemy! - Irileth odwróciła się na pięcie i pomaszerowała
w stronę lasu.
- Nie możemy zostać jeszcze chwilę? Stęskniłem się za Vearil! - mały spojrzał na mnie z nadzieją.
- Nie! Chodź tu, natychmiast! - warknęła.
Denis smutno dreptał za Irileth i popatrzył na mnie ostatni raz chwilę przez zniknięciem w gąszczu liści i gałązek.
Do końca stałam i patrzyłam z niedowierzaniem. Wiedziałam, że jak
Irileth coś postanowi, to nie odpuści i przejdzie po trupach do celu.
Los Denisa był przesądzony...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz